Niedawno pisałem na blogu o zwiastunie serialu "Czarnobyl" od HBO. Wpis można przeczytać tutaj: [link]. Teraz, po obejrzeniu serialu postanowiłem podjąć się oceny produkcji. Jaka część tego co pokazano w "Czarnobylu" jest prawdziwa? Osoby, które jeszcze nie obejrzały całości ostrzegam, wpis zdradza sporo fabuły.
Na początek opiszę pewne nieścisłości i mity ukazane w serialu. W drugim odcinku ma miejsce katastrofa śmigłowca zrzucającego piasek z borem na płonący reaktor. Widzimy jak maszyna wlatuje w chmurę dymu i po chwili spada. Do katastrofy rzeczywiście doszło, jednak dopiero 2 października - ponad pięć miesięcy po awarii. Śmigłowiec Mi-8 rozpylający mieszankę dezaktywacyjną nad dachem maszynowni 4 bloku energetycznego zawadził łopatkami wirnika o liny dźwigu budującego "sarkofag". W wyniku tego, maszyna rozbiła się.
(Katastrofa śmigłowca Mi-8 nad elektrownią czarnobylską uwieczniona na filmie)
W drugim odcinku widzimy też przepełniony szpital w Prypeci oblegany przez mieszkańców dzień po katastrofie. W serialu mieszkańcy zgłaszają się masowo z objawami choroby popromiennej. Jest to całkowita fikcja. W dzień po katastrofie rzeczywiście przewieziono do szpitala strażaków biorących udział w akcji gaśniczej, oraz członków personelu elektrowni. Jednak żadna z osób przebywających w tym czasie w mieście nie ucierpiała w wyniku choroby popromiennej, a już na pewno nie w dzień po katastrofie. Wiąże się z tym także kolejna kwestia. Napisy końcowe w ostatnim odcinku serialu informują o tzw. "Moście śmierci". Pada tam stwierdzenie, że wszyscy mieszkańcy oglądający z niego pożar elektrowni, następnie zmarli. Ów "Most śmierci", to tak naprawdę miejska legenda dotycząca wiaduktu nad linią kolejową, oddalonego od elektrowni o około 2 km. Rzeczywiście, niektórzy mieszkańcy oglądali z niego pożar w noc katastrofy, tutaj jednak kończy się prawdziwa część historii. Jedną z osób która tamtej nocy stała na moście jest ówczesny pracownik elektrowni Paweł Kondratiew. Obserwował pożar wraz z żoną i dwiema córkami. W 2016 roku udzielił wywiadu gazecie "The Guardian", w którym opowiada o wielu sprawach związanych z tym, co działo się po katastrofie. Zarówno on, jak i jego żona oraz starsza córka żyją do dziś. Młodsza zmarła na astmę w roku 1993, 7 lat po katastrofie.
Sporym uproszczeniem ze strony twórców serialu jest postać Uliany Chomiuk. Osoba taka w rzeczywistości nie istniała, została wymyślona na potrzeby scenariusza. Ma ona za zadanie reprezentować dziesiątki naukowców, którzy zaangażowani byli w akcję likwidacji skutków katastrofy. Tak więc osiągnięcia Uliany Chomiuk są w rzeczywistości zbiorem efektów pracy wielu ludzi, zaś jej stanowisko w sprawie kłamstw najwyższych władz radzieckich reprezentuje opinię całego środowiska naukowego ZSRR.
Na zebraniu w Moskwie profesor Legasow mówi o ogromnym zagrożeniu związanym z katastrofą w Czarnobylu. Pada stwierdzenie, że gdyby stopiony rdzeń przepalił podłogę i dotarł do zbiorników wody pod spodem, doszłoby do ogromnej eksplozji o mocy od 2 do 4 megaton, skażenia dużej części Europy Środkowej i śmierci milionów ludzi. Zagrożenie takie w rzeczywistości nie występowało. Przewidywania Legasowa wynikają z błędnego przeliczenia ilości paliwa w reaktorze, bezpośrednio na moc bomby jądrowej, jaką dałoby się z tej ilości plutonu zbudować. Jest to jednak założenie zupełnie bezpodstawne. Warto jednak pamiętać, że w tamtym czasie o tym nie wiedziano. W latach '80 wiedza na temat skażeń radioaktywnych nie była tak znaczna jak obecnie, a ludzie pracujący pod presją czasu starali się przewidywać i zapobiegać najgorszym nawet możliwym scenariuszom.
(Miejsce pracy górników w serialu i w rzeczywistości. Twórcy zadbali nawet o takie szczegóły, jak tablica z napisem: "Towarzysze! Nasze zadanie: zapewnić codzienny postęp w drążeniu tunelu na 13 metrach")
Do Czarnobyla rzeczywiście ściągnięto górników z Tuły, ze względu na podobieństwo panujących tam warunków geologicznych. Ludzie ci pracowali 24 godziny na dobę, z niewielkim wsparciem ciężkiego sprzętu, by wykopać tunel i zainstalować wymiennik ciepła pod elektrownią. Nie pracowali jednak nago, jak pokazano to w serialu.
W ostatnim odcinku "Czarnobyla" dowiadujemy się, że podczas eksperymentu bezpieczeństwa doszło do opóźnienia. Dyspozytornia mocy w Kijowie, zażądała przesunięcia wygaszenia reaktora w Czarnobylu o 10 godzin. Według serialu przyczyną tej decyzji były naciski polityczne i fakt, że fabryki chcące wyrobić normy pracowały dłużej niż zwykle.W rzeczywistości przyczyna decyzji o przesunięciu wygaszania była zupełnie inna. Kiedy rozpoczynano eksperyment bezpieczeństwa i zmniejszano moc Czarnobylskiego reaktora, w Smoleńskiej elektrowni jądrowej doszło do awarii i konieczne było wygaszenie jednego z pracujących tam bloków energetycznych. Gdyby jednocześnie wyłączono jeszcze blok w Czarnobylu, w systemie energetycznym zabrakłoby energii elektrycznej. Stąd decyzja dyspozytora, o przesunięciu eksperymentu w Czarnobylu na późniejsze godziny nocne.
(Kadr z serialu oraz nagranie z prawdziwego Procesu Czarnobylskiego)
Proces Czarnobylski przebiegł nieco inaczej, niż pokazano w ostatnim odcinku serialu. W rzeczywistości skazano tam 6 osób, a nie 3. Sam proces nie przebiegał też tak burzliwie, nie doszło do kłótni na sali sądowej, ani innych podobnych sytuacji. Dramatyczne wygłoszenie przez Legasowa prawdy, na temat wady fabrycznej reaktora RBMK to także wymysł scenarzystów. Takie zdarzenie nigdy nie miało miejsca. Jednak profesor Legasow najprawdopodobniej naprawdę nagrał kasety na temat katastrofy Czarnobylskiej, które potem krążyły wśród radzieckich naukowców.
Co zatem twórcy serialu zrobili dobrze? Właściwie wszystko! Niewielkie uproszczenia i kilka błędów czy nieścisłości, które opisałem powyżej, nie zmieniają faktu, że "Czarnobyl" to naprawdę świetny serial. Twórcom udało się w ciekawy i wciągający sposób opowiedzieć historię katastrofy Czarnobylskiej. W ostatnim odcinku bardzo zrozumiale i przystępnie wytłumaczone zostają wszystkie przyczyny katastrofy. Jestem pewien, że serial ten przyczyni się do rozpropagowania tematyki katastrofy Czarnobylskiej wśród szerokiej publiczności. Cieszę się także, że temat w końcu doczekał się adaptacji filmowej, na tak wysokim poziomie. Dbałość o detale w kwestii scenografii i kostiumów jest niesamowita. Uważam, że "Czarnobyl" słusznie jest jednym z najlepiej ocenianych seriali w historii. Poniżej zaś, by pokazać z jaką dbałością o szczegóły zrealizowano serial, zamieszczam kilka kolejnych kadrów z "Czarnobyla", oraz ich odpowiedniki w rzeczywistości.
"Bio roboty" na dachu elektrowni - na górze kadr z serialu, poniżej autentyczne zdjęcie z akcji po katastrofie
Sterownia czwartego bloku elektrowni czarnobylskiej: serial i rzeczywistość
Dekontaminacja Prypeci: serial i rzeczywistość Patrole dozymetryczne: serial i rzeczywistość
Elektrownia po katastrofie: serial i rzeczywistość
Śmigłowce rozpylające substancję dezaktywującą: serial i rzeczywistość
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz