niedziela, 30 czerwca 2019

Kopalnia uranu "Liczyrzepa" - podziemna trasa turystyczna

Niedawno pisałem na blogu o podziemnej trasie turystycznej w dawnej kopalni uranu "Podgórze". Wpis można przeczytać tutaj: [link]. Dziś kolej na inną udostępnioną do zwiedzania byłą kopalnię uranu - "Liczyrzepę", znajdującą się ledwie 500 metrów od "Podgórza".

(Wejście do podziemnej trasy turystycznej)

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że w przeciwieństwie do kopalni "Podgórze", tutaj właściciel nie skupił się na historii, interesującej raczej wąskie grono pasjonatów, ale na widowisku dla szerszej publiczności. Ulotka zachęca odwiedzających miedzy innymi pokazem laserów, czy "autentyczną repliką" amerykańskiej bomby atomowej.

(Wystawa sprzętu górniczego)

Kopalnia "Liczyrzepa" powstała w połowie XIX wieku. Większe ilości rud uranowych odkryto tu w roku 1910. Jednak do wydobycia uranu na większą skalę przystąpiono dopiero w czasach funkcjonowania "Zakładów Przemysłowych R-1". 


Po wojnie kopalnia "Liczyrzepa" funkcjonowała w latach 1948-1954. W tym czasie wydobyto tutaj około 470 000 kg rudy uranowej, co przekłada się na około 1400 kg czystego uranu.


Trasa ma 1200 metrów długości i prezentuje się bardzo interesująco. Zwiedzanie trwa około godziny. Warunki pod ziemią są bardzo podobne do tych, panujących w kopalni "Podgórze" - wilgotność na poziomie 98% i stała temperatura 8 stopni Celsjusza. Poniżej zdjęcia fragmentów wystawy prezentowanej w kopalni.

Kombinezon przeciwchemiczny L-2 oraz maska przeciwgazowa "słoń". 


Praca "na przodku" w czasie gdy kopalnia wydobywała uran.


Roboty górnicze dawniej - gdy wydobyciem przeróżnych kruszców na Dolnym Śląsku zajmowali się tzw. "gwarkowie".


Inscenizacja nawiązująca do historii o skarbach, rzekomo ukrytych przez Niemców w okolicy Kowar, pod koniec II wojny światowej.


Makieta bomby "Little Boy" - jedynej użytej bojowo uranowej bomby atomowej w historii.


Tunele którymi poruszają się zwiedzający.


Właściciel zapewnia, że trasa jest całkowicie bezpieczna pod kontem promieniowania, nad czym czuwa Instytut Medycyny Pracy z Łodzi. Jednak "Liczyrzepa" oferuje też klika atrakcji dla miłośników radioaktywnych wrażeń. Na trasie zaprezentowano na przykład żyłę rudy uranu.


Jak widać odczyt przy żyle nie jest ogromny, jednak wynosi niemal 5 razy tyle, ile norma promieniowania w Polsce.


Kolekcja szkła uranowego, zdecydowanie mniejsza niż ta w kopalni "Podgórze".


Jednak najciekawszy "świecący" eksponat kopalni "Liczyrzepa" znajduje się na powierzchni. To niepozorny kamień wmurowany nieopodal wejścia do podziemnej trasy turystycznej.


Kopalnia "Liczyrzepa" to obiekt niezwykle ciekawy, nie tylko z historycznego punktu widzenia. Warto skorzystać z możliwości zwiedzenia dawnej kopalni uranu, a przy okazji zobaczyć sporo ciekawych prezentowanych tu eksponatów. Pomimo moich początkowych obaw, "Liczyrzepa" to nie tylko rozrywka dla rodzin z dziećmi. Pasjonat historii, zwłaszcza tej radioaktywnej, z pewnością będzie zadowolony z wycieczki. Oprócz ciekawych wystaw i samej kopalni, na szczególna uwagę zasługuje też profesjonalizm przewodnika.

Pozostałe moje wpisy związane z wydobyciem uranu można przeczytać tutaj: [link]

niedziela, 23 czerwca 2019

Serial "Czarnobyl" HBO

Niedawno pisałem na blogu o zwiastunie serialu "Czarnobyl" od HBO. Wpis można przeczytać tutaj: [link]. Teraz, po obejrzeniu serialu postanowiłem podjąć się oceny produkcji. Jaka część tego co pokazano w "Czarnobylu" jest prawdziwa? Osoby, które jeszcze nie obejrzały całości ostrzegam, wpis zdradza sporo fabuły.

Na początek opiszę pewne nieścisłości i mity ukazane w serialu. W drugim odcinku ma miejsce katastrofa śmigłowca zrzucającego piasek z borem na płonący reaktor. Widzimy jak maszyna wlatuje w chmurę dymu i po chwili spada. Do katastrofy rzeczywiście doszło, jednak dopiero 2 października - ponad pięć miesięcy po awarii. Śmigłowiec Mi-8 rozpylający mieszankę dezaktywacyjną nad dachem maszynowni 4 bloku energetycznego zawadził łopatkami wirnika o liny dźwigu budującego "sarkofag". W wyniku tego, maszyna rozbiła się.

(Katastrofa śmigłowca Mi-8 nad elektrownią czarnobylską uwieczniona na filmie)

W drugim odcinku widzimy też przepełniony szpital w Prypeci oblegany przez mieszkańców dzień po katastrofie. W serialu mieszkańcy zgłaszają się masowo z objawami choroby popromiennej. Jest to całkowita fikcja. W dzień po katastrofie rzeczywiście przewieziono do szpitala strażaków biorących udział w akcji gaśniczej, oraz członków personelu elektrowni. Jednak żadna z osób przebywających w tym czasie w mieście nie ucierpiała w wyniku choroby popromiennej, a już na pewno nie w dzień po katastrofie. Wiąże się z tym także kolejna kwestia. Napisy końcowe w ostatnim odcinku serialu informują o tzw. "Moście śmierci". Pada tam stwierdzenie, że wszyscy mieszkańcy oglądający z niego pożar elektrowni, następnie zmarli. Ów "Most śmierci", to tak naprawdę miejska legenda dotycząca wiaduktu nad linią kolejową, oddalonego od elektrowni o około 2 km. Rzeczywiście, niektórzy mieszkańcy oglądali z niego pożar w noc katastrofy, tutaj jednak kończy się prawdziwa część historii. Jedną z osób która tamtej nocy stała na moście jest ówczesny pracownik elektrowni Paweł Kondratiew. Obserwował pożar wraz z żoną i dwiema córkami. W 2016 roku udzielił wywiadu gazecie "The Guardian", w którym opowiada o wielu sprawach związanych z tym, co działo się po katastrofie. Zarówno on, jak i jego żona oraz starsza córka żyją do dziś. Młodsza zmarła na astmę w roku 1993, 7 lat po katastrofie.

Sporym uproszczeniem ze strony twórców serialu jest postać Uliany Chomiuk. Osoba taka w rzeczywistości nie istniała, została wymyślona na potrzeby scenariusza. Ma ona za zadanie reprezentować dziesiątki naukowców, którzy zaangażowani byli w akcję likwidacji skutków katastrofy. Tak więc osiągnięcia Uliany Chomiuk są w rzeczywistości zbiorem efektów pracy wielu ludzi, zaś jej stanowisko w sprawie kłamstw najwyższych władz radzieckich reprezentuje opinię całego środowiska naukowego ZSRR.

Na zebraniu w Moskwie profesor Legasow mówi o ogromnym zagrożeniu związanym z katastrofą w Czarnobylu. Pada stwierdzenie, że gdyby stopiony rdzeń przepalił podłogę i dotarł do zbiorników wody pod spodem, doszłoby do ogromnej eksplozji o mocy od 2 do 4 megaton, skażenia dużej części Europy Środkowej i śmierci milionów ludzi. Zagrożenie takie w rzeczywistości nie występowało. Przewidywania Legasowa wynikają z błędnego przeliczenia ilości paliwa w reaktorze, bezpośrednio na moc bomby jądrowej, jaką dałoby się z tej ilości plutonu zbudować. Jest to jednak założenie zupełnie bezpodstawne. Warto jednak pamiętać, że w tamtym czasie o tym nie wiedziano. W latach '80 wiedza na temat skażeń radioaktywnych nie była tak znaczna jak obecnie, a ludzie pracujący pod presją czasu starali się przewidywać i zapobiegać najgorszym nawet możliwym scenariuszom.

(Miejsce pracy górników w serialu i w rzeczywistości. Twórcy zadbali nawet o takie szczegóły, jak tablica z napisem: "Towarzysze! Nasze zadanie: zapewnić codzienny postęp w drążeniu tunelu na 13 metrach")

Do Czarnobyla rzeczywiście ściągnięto górników z Tuły, ze względu na podobieństwo panujących tam warunków geologicznych. Ludzie ci pracowali 24 godziny na dobę, z niewielkim wsparciem ciężkiego sprzętu, by wykopać tunel i zainstalować wymiennik ciepła pod elektrownią. Nie pracowali jednak nago, jak pokazano to w serialu.

W ostatnim odcinku "Czarnobyla" dowiadujemy się, że podczas eksperymentu bezpieczeństwa doszło do opóźnienia. Dyspozytornia mocy w Kijowie, zażądała przesunięcia wygaszenia reaktora w Czarnobylu o 10 godzin. Według serialu przyczyną tej decyzji były naciski polityczne i fakt, że fabryki chcące wyrobić normy pracowały dłużej niż zwykle.W rzeczywistości przyczyna decyzji o przesunięciu wygaszania była zupełnie inna. Kiedy rozpoczynano eksperyment bezpieczeństwa i zmniejszano moc Czarnobylskiego reaktora, w Smoleńskiej elektrowni jądrowej doszło do awarii i konieczne było wygaszenie jednego z pracujących tam bloków energetycznych. Gdyby jednocześnie wyłączono jeszcze blok w Czarnobylu, w systemie energetycznym zabrakłoby energii elektrycznej. Stąd decyzja dyspozytora, o przesunięciu eksperymentu w Czarnobylu na późniejsze godziny nocne.

(Kadr z serialu oraz nagranie z prawdziwego Procesu Czarnobylskiego)

Proces Czarnobylski przebiegł nieco inaczej, niż pokazano w ostatnim odcinku serialu. W rzeczywistości skazano tam 6 osób, a nie 3. Sam proces nie przebiegał też tak burzliwie, nie doszło do kłótni na sali sądowej, ani innych podobnych sytuacji. Dramatyczne wygłoszenie przez Legasowa prawdy, na temat wady fabrycznej reaktora RBMK to także wymysł scenarzystów. Takie zdarzenie nigdy nie miało miejsca. Jednak profesor Legasow najprawdopodobniej naprawdę nagrał kasety na temat katastrofy Czarnobylskiej, które potem krążyły wśród radzieckich naukowców.

Co zatem twórcy serialu zrobili dobrze? Właściwie wszystko! Niewielkie uproszczenia i kilka błędów czy nieścisłości, które opisałem powyżej, nie zmieniają faktu, że "Czarnobyl" to naprawdę świetny serial. Twórcom udało się w ciekawy i wciągający sposób opowiedzieć historię katastrofy Czarnobylskiej. W ostatnim odcinku bardzo zrozumiale i przystępnie wytłumaczone zostają wszystkie przyczyny katastrofy. Jestem pewien, że serial ten przyczyni się do rozpropagowania tematyki katastrofy Czarnobylskiej wśród szerokiej publiczności. Cieszę się także, że temat w końcu doczekał się adaptacji filmowej, na tak wysokim poziomie. Dbałość o detale w kwestii scenografii i kostiumów jest niesamowita. Uważam, że "Czarnobyl" słusznie jest jednym z najlepiej ocenianych seriali w historii. Poniżej zaś, by pokazać z jaką dbałością o szczegóły zrealizowano serial, zamieszczam kilka kolejnych kadrów z "Czarnobyla", oraz ich odpowiedniki w rzeczywistości.

"Bio roboty" na dachu elektrowni - na górze kadr z serialu, poniżej autentyczne zdjęcie z akcji po katastrofie
Sterownia czwartego bloku elektrowni czarnobylskiej: serial i rzeczywistość
Dekontaminacja Prypeci: serial i rzeczywistość
Patrole dozymetryczne: serial i rzeczywistość
Elektrownia po katastrofie: serial i rzeczywistość
Śmigłowce rozpylające substancję dezaktywującą: serial i rzeczywistość

niedziela, 16 czerwca 2019

Kopalnia uranu "Podgórze" - podziemna trasa turystyczna

W Kowarach w rejonie Podgórza złoża uranu odkryto w roku 1950, a rok później rozpoczęto ich eksploatację. Ruda uranowa znajdowała się tutaj na głębokości od 40, do 520 metrów pod ziemią. Wydobycie trwało do roku 1958, kiedy to stwierdzono, że dostępne pokłady uranu w kopalni zostały wyczerpane.

Dziś w kopalni "Podgórze" działa podziemna trasa turystyczna licząca około 1600 metrów długości. Strona internetowa zachęca odwiedzających następującym opisem:  

     "Zwiedzając podziemia, poznają Państwo pasjonującą historię górnictwa trwającą od XII w. po tajną działalność Zakładów Przemysłowych R-1. Nasi przewodnicy przybliżą Państwu specyfikę pracy górników, techniki eksploatacji podziemnych złóż uranu oraz odpowiedzą na pytanie gdzie zbroił się ZSRR w trakcie zimnej wojny. Nasze podziemia to miejsce, w którym historia, nauka oraz ciekawostki z dawnych lat pozwolą Państwu przeniknąć do skrzętnie skrywanej historii PRL-u".

Wejście do podziemnej trasy turystycznej, widać sztolnie 19 oraz 19a.


Wagonik kolejki kopalnianej ustawiony przed wejściem.


Jednoosobowy schron wartowniczy nieopodal wejścia.


Wejście do sztolni nr19


Przed wejście namalowano ostrzegawcze symbole promieniowania.


We wnętrzu kopalni panują nieprzeniknione ciemności, wilgotność około 97% oraz stała temperatura 8 stopni Celsjusza. Dlatego zwiedzającym zaleca się ubranie cieplejszej odzieży, a przed wejściem wydawane są latarki.


Przemierzając sztolnię 19a co pewien czas po prawej stronie znajdują się wnęki, w których eksponowane są przedmioty związane z wydobyciem uranu i nie tylko. Poniżej widać wystawione narzędzia górnicze.


Ekspozycja poświęcona oświetleniu w kopalniach.


Wiertarki i inne narzędzia górnicze.


Komunikacja na terenie kopalni.


Wystawa szkła uranowego.


Ekspozycja przyrządów dozymetrycznych.


Widać tu miedzy innymi DP-66, opisany przeze mnie tutaj [link], czy RS-70, który opisałem w tym wpisie: [link]


Zaprezentowano także kopalniane aparaty ucieczkowe (wytwornice tlenu), oraz miedzy innymi przyrząd PChR opisany przeze mnie tutaj [link], czy Kolorymetr PK-56, o którym napisałem tu [link]


W miejscu dawnych toalet wystawiono maski przeciwgazowe oraz sprzęt wykorzystywany w ratownictwie górniczym.


Wagoniki kolejki kopalnianej. Dalej znajdują się pomieszczenia dawnego "inhalatorium radonowego", o którym pojawi się wkrótce osobny wpis.


Bardzo ciekawym eksponatem jest też prezentowany tutaj mieszalnik wysokociśnieniowy z "Zakładów Przemysłowych R-1". To właśnie takie urządzenia służyły do produkcji koncentratu uranowego.


Na zakończenie zwiedzania prezentowana jest makieta pierwszej radzieckiej bomby atomowej RDS-1. Do jej produkcji najprawdopodobniej wykorzystano uran pochodzący z Kowar. Przed makietą bomby znajduje się natomiast zalany szyb kopalni, obecnie wykorzystywany przez nurków. Jest to bowiem najgłębsze nurkowisko w Polsce, ma aż 244 metry głębokości.


Na uwagę zasługuje także otoczenie samej kopalni. Na przykład parking dla odwiedzających zlokalizowano na dawnej hałdzie pouranowej. Pomimo tego, że na terenie samej podziemnej trasie turystycznej promieniowanie jest nawet niższe niż tło w Kowarach, to na hałdzie, w okolicach parkingu odczyty dozymetru nieco przekraczają normę.


Poniżej zdjęcia odczytów 


Podziemna trasa turystyczna w kopalni "Podgórze" jest zdecydowanie warta odwiedzenia. Unikalna możliwość zobaczenia od środka dawnej kopalni uranu to wspaniała ciekawostka. Pomimo faktu, że cała trasa turystyczna to właściwie jeden długi i prosty korytarz (dawna sztolnia transportowa) to zwiedzanie urozmaica ekspozycja narzędzi górniczych, dozymetrów czy szkła uranowego, oraz sala dawnego inhalatorium radonowego.

Pozostałe wpisy na temat górnictwa uranu można przeczytać tutaj: [link]